Dziewczyna

Dziś po raz kolejny wyszła z bramy ta dziewczyna. Serce mi zabiło mocnym rytmem. Te jej włosy, kurtka, postać… Nawet plecak podobny. Wiem, jak ma na imię. Gdyby się obejrzała, wiedziałabym, że to nie ona.
Do tej pory starałam się tylko jej towarzyszyć, spoglądać na nią, rozmyślać, ale tym razem postanowiłam uczynić krok w jej stronę. Może uda się przełamać tym blokadę, jaka towarzyszyła mi od kilku tygodni.
Pomyślałam – zaopiekuję się nią. Zaprzyjaźnię, może będzie to choć częściowa rekompensata tego, co utraciłam. A może właśnie w ten sposób odzyskam…
Przyśpieszyłam kroku. Ale ona szła szybko, zapewne śpieszyła się do szkoły. Jak zwykle ma rozpuszczone włosy. Zawsze narzekała na to, że są one tak niesforne, próbowała je zaplatać, zmuszać do wyprostowania się… Najładniej wyglądała, gdy z tylu związywała garść włosów i puszczała cienki warkoczyk na rozbełtanej fali ciemnych kędziorów. Po kim miała ciemne włosy? Bujność ich zawdzięcza ojcu, ale przecież oboje mamy jasne włosy.
Dziewczyna poprawiła plecak. Miała wąskie palce. Zawsze narzekała, że są takie chude. Nie, nie były chude. Długie dłonie o sprawnych palcach potrafiły czynić cuda z kolorowych nici. Nigdy nie potrafiłam zrobić tego tak, jak ona. Liczyłam, że w przyszłości stanie się kimś, kto będzie tworzył wspaniale rzeczy, pobudzające do refleksji i zadumy, pozostawiające ślad na wrażliwych umysłach. Mimo swej szczupłości nie były kruche, choć potrafiły tworzyć delikatne konstrukcje. Były raczej jak prężne gałązki, które wzmocnione życiodajnymi sokami, mimo kruchego wyglądu potrafiły utrzymać ciężkie owoce. Pamiętam jeszcze ich dotyk, kiedy gwałtownie odpychała mnie, tak bardzo pragnącą ją przytulić… Nie lubiła się tulić. Krzywiła się wtedy, marszczyła brwi – teraz wiem, że tak naprawdę był to pancerz, za którym chroniła się nieśmiała, wrażliwa istota.
Dogonię ją? Spojrzę w jej twarz? Tylko, co ja jej powiem… Tęsknię za tobą, wróć, bo pusto bez ciebie…
Dziewczyna spojrzała na zegarek i przyśpieszyła kroku. Dlaczego uciekasz przede mną? Pragnę, by twój świat był moim światem, chcę być z tobą, nie tylko przy tobie.
Kiedy twoja szkoła okazała się blisko mojej pracy, a ty zaczęłaś chodzić na siódmą rano, ucieszyłam się.
Miałam nadzieję, że będziemy razem wychodzić z domu i będziemy rozmawiać. O wszystkim. O tym, na co patrzymy, co wiemy i co chcemy się dowiedzieć, będziemy obgadywać koleżanki, komentować wydarzenia, przyglądać się temu, co ładne i temu, co z chęcią byśmy zmieniły. Jednak ty nie chciałaś. Rozumiem, nie byłam dobrą partnerką, przecież byłam starsza od ciebie o te -dzieścia lat. Nawet, jeśli byśmy znalazły wspólny język, w twoim środowisku wyglądałoby to śmiesznie. Ponadto ty lubiłaś szybko chodzić, a ja nie nadążałam za tobą – tak jak teraz. Choć przyśpieszam kroku, w dalszym ciągu mnie wyprzedzasz. Może uda mi się ciebie dogonić, gdy miniemy to wzniesienie…
Wiem, że to głupio wygląda, jak biegnę za tobą. Wiem, że nie lubisz, gdy zachowuję się jak mała dziewczynka. Uważasz, że powinnam mieć godną postawę starszej kobiety. Może wtedy łatwiej nawiązałabyś ze mną kontakt, na właściwych, ustalonych przez ciebie relacjach?
Ale ja nie chciałam się zmieniać. Nie chciałam zbyt szybko się zestarzeć, ubierać wysokich obcasów, nakładać ma twarz pudrów i szminek. Chciałam, abyś zaakceptowała mnie taką, jaką byłam. Ale może w ten sposób cię utraciłam? Może nie zaakceptowałam tego, że ty już zaczynasz mieć własne zdanie, własne spojrzenie na świat. Czy nie uda mi się naprawić tego, co źle uczyniłam?
Jestem już za tobą. Kurtka o barwie brudnej zieleni jest blisko, tak blisko, że tylko wyciągnąć rękę i dotknąć szorstkiego materiału. Lekka obawa, czy nie będziesz na mnie zła, że cię zaczepiam…
– Dzień dobry pani.
Spojrzałaś na mnie. Spłoszyłam się, bo wzrok miałam pełen niepewności i oczekiwania.
Nie wiesz, co powiedzieć, gdy tak milczę i tylko na ciebie patrzę. Uwalniam cię od tego małym słówkiem:
– Dzień dobry.
Teraz już łatwiej. Zdania zaczynają się kształtować, jakby utorowały sobie nurt, którym mogą płynąć.
– Pani do pracy?
– Tak, a ty do szkoły?
– Tak. Dziś mnie czeka sprawdzian na pierwszej godzinie, więc się trochę śpieszę.
– Do której chodzisz szkoły?
– Do dwójki.
To tak jak… Głos mi grzęźnie w gardle, ale muszę wiedzieć, muszę o to zapytać:
– Do której klasy?
Jaka jestem głupia! Przecież dobrze wiem, do której chodzisz klasy! Przecież chodziłam na wywiadówki, widziałam twoje zeszyty!
– Do drugiej.
Tak. Teraz już nie ma odwrotu. Patrzę na ciebie, na twoje oczy, usta, pragnę dotknąć twych włosów, ale nie wolno mi. Muszę zapomnieć o przeszłości, zostawić wspomnienia, zacząć wszystko nazywać po imieniu. Muszę jej to powiedzieć.
– Wiesz – wyrzucam z siebie z ogromnym wysiłkiem moją tajemnicę, moje wyznanie – jesteś bardzo podobna do mojej córki…
– Wiem. Bardzo pani współczuję…
Nagle blokada, która trzymała mnie w samokontroli puściła. Więc już nie ma nadziei, niczego się nie cofnie. To nie ty, to tylko ktoś do ciebie podobny, ktoś, kto wie, że już ciebie nie ma, że nie przyjdziesz do mnie z niekończącą się prośbą o psa, którego mogłabyś wyprowadzać, a którego nigdy nie mogłam ci ofiarować.
Chciałam coś powiedzieć i nie mogłam. Wyciągnęłam dłoń, dotknęłam twoich włosów. Przytuliłam cię. Nie odchodź! Nie zabieraj mi siebie. Pusto mi, beznadziejnie, potrzebuję cię!
Nagły, niekontrolowany szloch wyrywa się ze mnie. Nie powinnam płakać, ludzie patrzą, muszę zostawić już tę dziewczynę, która nie wie, co uczynić, nie wie, jak pomóc tej obcej kobiecie, która straciła swoje dziecko.
– Idź do szkoły. Będę trzymać za ciebie kciuki.
Odwracam się. Od niej, od przeszłości, od tęsknoty, od bólu. Uciekam na drugą stronę ulicy.
Tylko, dlaczego tęsknota nadal mi towarzyszy, dlaczego przeszłość w dalszym ciągu boli? Dlaczego muszę zostawić ciebie i nie oglądać się, dlaczego muszę dalej żyć?
Dlaczego ty nie chciałaś żyć???…