Spacer po Krakowie

No, pchełko, szykuj parasol… Jedziemy do Krakowa! Przecież obiecałam ci spacer po smoczym grodzie… nieważne, że pada deszcz.
Frrr…. plusk!
No, i jesteśmy już w Krakowie. Oczywiście, wiadomo, od czego zaczniemy zwiedzanie, hihihi… od Smoczej Jamy 🙂
Wysiadam pod Filharmonią,bo ulica prowadząca do Wawelu jest w remoncie.

Ach, Filharmonia… Była jedną z nielicznych – ekhem… – niezliczonych atrakcji, jakie chciałam z tobą tu przeżyć, pchełko. Nawet wyobrażałam sobie, jak to będzie. Kupimy bilety, pozwiedzamy miasto, a potem wrócimy na ustaloną godzinę do Filharmonii i wyobrażając sobie, że jesteśmy galowo ubrani, będziemy słuchać Bacha, Haendla, ewentualnie innego mistrza światłocieni muzyki. Ech… (smok wzdycha tęsknie)
Frrr…. plusk!

Szacowny budynek, gmach wysoki i wyniosły, ozdobiony balkonikami i marmurowymi krużgankami wypiął się niewdzięcznie na złaknionych twórczych nastrojów, hihi…
Nic nie dają dziś na ucztę duchową. Może i dobrze, wszak i tak razem tam nie pójdziemy. Ale miło pomarzyć… Wyobraźmy sobie:

„Koncert inauguracyjny
Joseph Haydn
STWORZENIE ŚWIATA
Capella Cracoviensis”

byłaś kiedyś na tym, pchełko?
bo ja nie…

Pewnie czułabym się na koncercie jak przy creatum_absolvum, hihihi…
A potem na bazie zrodzonych emocji opowiadalibyśmy sobie o stworzeniu świata. Eh… idźmy dalej. Smocza Jama czeka…

Klik-klak!

Właśnie mijają mnie siwki z towarzystwa omnibusów. Ciekawe połączenie – białe, nakrapiane szarymi plamkami konie wyglądające jak z krainy fantazji ciągną bordowego koloru machinę, która właściwie sama powinna pchać się do przodu.
Nieporozumienie…
Końskie włosie i stal.
Gracja końskich ruchów i toporność maszyny.
Eh, czas nam pod jamę, hihihi (smok-gaduła, hehe)

Frrr…. plusk!
Wawel na horyzoncie.
Na wieży złoci się zegar. Jest to chyba oprócz strzelistych wież i zgrabnych smukłych szczelin okiennych w czerwonym murze pierwsza rzecz, na którą zwaraca się uwagę. Wierzchołki wież ozdobione są rzeźbami biskupów pokrytymi na równi z kopółkami zieloną patyną. Tylko złote gałki błyszczą figlarnie, jakby dając znać, że wawel to nie tylko miejsce poważnych uroczystości królewskich, ale także błazeńskich stańczykowych figłów i psot. No cóż, samo życie…
Frrr…. plusk!

Aby dojść do smoczej jamy muszę okrążyć Wawel. Mijam stragany z gadżetami. Te figurki odejmują godności smokom!!! Wwwrrrr… Tłuste zabawne stworki o wyłupiastych ślepiach i zadartych ogonach. Wwwwrrrr…. Zaraz zionem ogniem na ten kicz.

No i oto stojem przed szanownym wujkiem, hihihi (oj zestarzał się smok, zestarzał…) Odnoszę wrażenie, jakby… był smutny?
Przypomina mi te maupy, goryle w klatkach, pustym spojrzeniem obserwujące turystów kręcących się z ożywieniem, strzelających migawkami aparatów… a wewnątrz smoka jakaś tęsknota, apatia. Nawet ten ogień z paszczy jakiś bezbarwny, bez treści. Ehhh! Chyba przylecę tu w nocy. Pójdziemy razem ze smokiem nad wisłę, smok zmyje z siebie kurz i patynę śniedzi, a jutro zaskoczeni ludzie zobaczą mieniącego się dumnie złotą łuską smoka.
A może lepiej nie?
Może lepiej, by pozostał ten kamuflaż, niech zostanie śmieszność starego smoka, bo śmieszności ludzi się nie boją i nie zrobią mu krzywdy.
Frrr…. plusk!

Idę do smoczej jamy.
Frrr…. plusk!

Nie wejdem…Strażnik obinformował mnie, że wejście jest od strony zamku a nie przy smoku… A to dziwne! Bo wtedy to nie smocza, ale królewska jama, a smok pilnuje wyjścia a nie wejścia. Dziwne… Nic to, idem na górę.
(pchełka, zeskakuj ze smokowawelskiego ogonka, bo jamy nie zobaczysz)
Frrr…. plusk!

Ale super schodki!!!
Wzdłuż czerwonego muru, porośniętego zielonym bluszczem, pną się w górę schodki. Po jednej stronie mur, po drugiej żywopłot. Aż chce się iść… No to idem.
Frrr…. plusk!

Już jestem na górze. Za żywopłotem ciągnie się w dół do ulicy zielona skarpa porośnięta w dole krzewami róż. Piękny widok.
Wejście na teren zamku, dziedzińca, szczerzy kły bramy. Gęsty zarost winorośli okrywa wszystko od dachu po dół bramy. Chyba wejdę boczną bramką. Bojem siem, że zembata krata na mnie opadnie.
Za bramą kolos baszty sandomierskiej… Patrzę z góry na Wisłę (pchełko nie wychylaj się)
Idziemy do bramy.
Wejście jest całkiem niesmocze, hihihi…
W małej baszcie wąskie drzwiczki, a potem spiralnie kręcące się schodki, Po dwudziestu siedmiu schodkach małe rozwidlenie, raczej nisza zamknięta kratą. Wewnątrz ciemnej niszy żarzy się zielone światełko… Może to prawdziwy smoczek śpi przymknąwszy jedno oko? Nic to, idę dalej. A to zejście to chyba nie dla smoków ale chyba dla królewny,hihih
Po stu siedmiu kolejnych stopniach jestem już na dole… Ponoć zeszłam w dół dwadzieścia metrów!


Jaki super korytarz.
Wygląda jak wnętrze gigantycznego kamiennego sera szwajacarskiego. Gdy turyści znikają z całym swym zgiełkiem w tunelu, słyszę skapywanie wody. plusk! plusk! … plusk… idem dalej.
Światła z lampek umieszczonych w załomach skalnych wydobywają fakturę kamienia. Ale super. Tylko czemu ci turyści tak hałasują?
Teraz schody w górę. Jeden…dwa…pięć…trzy ogromne drewniane słupy jakby podtrzymywały kamienny strop. Sześć…siedem….trzynaście….chciałabym być tu sama. Czy smok bałby się być sam w smoczej jamie.
No, nie sam, z pchełką, hihihi. Jeszcze jeden hol… Oglądam się. Strop poprzedniej pieczary jest wysoko, gdy zadzieram głowę to boję się przewrócić.
U góry rozpięta jest metalowa siatka, na której osadzają się krople wody. Ponoć to zabezpieczenie dla turystów. A czy ktoś pomyślał o zabezpieczeniu dla smoka? Przecież to jego mieszkanie…
Siedzę sobie na skalnym wzniesieniu i obserwuję z góry turystów. Właśnie się roześmiałam. Jeden z chłopców zapytał się mamy: „Czy jest tutaj bazyliszka?”.
Tak, jestem tutaj.

Siedzę sobie na kamieniu i patrzę…Haha! Następna turystka nieopatrznie spojrzała na mnie i krzyknęła: „Ojej! Ale się przestraszyłam!”.
To może tu, pchełko zostaniemy? Zamieszkamy w jamie i będziemy straszyć atrakcyjnością turystów…hihihi
Sorki, że słabo się trzymam linijek ale trochę tu ciemno. Światło rozproszone jest między skalnymi ścianami.
Ehhh, poczochrał by smok grzbiet o ściany. Surowy kamień ostrzy kamienne łuski. Pazurki by się naostrzyło, hihihi.
Frrr…. plusk!