Smokożaba

Smokożaba wyczołgała się z trudem z uciskającej ją boleśnie wanny. Gigabajt Altenative-high-K-dielectricsów, jaki pożarła na śniadanie wyszedł z niej głośnym i smrodliwym beknięciem.
Potoczyła leniwie ślepiami po mrocznym pomieszczeniu oświetlonym jedynie rachitycznie mrugającą czerwoną żarówką i wytoczyła się na korytarz. Z pokoju na końcu korytarza dobiegał nieregularny szmer przewracanych kart papieru przeplatany jękiem i przekleństwami. Skierowała się w tamtą stronę.
Szacowny budynek IHP GmbH Technologiepark 25 chylił się ku upadkowi. Ściany łuszczyły się całymi płatami farby, a dawno nie odkurzane meble zatraciły swój pierwotny kolor. Stwór sapiąc i pomrukując zbliżał się do jedynego na tym piętrze jasno oświetlonego pomieszczenia. Wokoło panowała niespokojna cisza. Wszyscy pracownicy dawno już opuścili stanowiska pracy, z ulgą, że jeszcze działający zegar pozwolił im uciec z tego miejsca przymusowej, niewolniczej katorgi.
Smokożaba zajrzała do pokoju. Za biurkiem, na którym leżał stos papierów sięgający miejscami dziesięciu centymetrów w górę i pół metra na boki siedział pochylony zmęczeniem i troską mężczyzna. Co chwila jego przygarbione plecy wznosiło rozpaczliwe westchnienie. Od czasu do czasu w geście bezradności szarpał rozwichrzoną brodę.
– Diabli i pioruny! – zajęczał półgłosem. Smokożaba odpowiedziała mu donośnym beknięciem. Obejrzał się zaskoczony. Chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem Jaro odwrócił się z niesmakiem.
– Albo mnie zeżryj, albo sobie idź, bo ja nie mam czasu – odparł, znów pogrążając się w odmętach papierzysk.
Smokożaba podczołgała się bliżej. Chwilę przyglądała się stercie papierów, a potem raptownie rozdziawiwszy gębę, połknęła za jednym zamachem cały stos. Jaro zerwał się przerażony.
– Co ty robisz głupia stworo! – wrzasnął z oburzeniem. – I jak ja teraz przygotuję projekt! A recenzja? Faxy? Żeby cię tak piekło pochłonęło, które cię na ten świat wydało! Żebyś tak… – nie dokończył, bo stwór nie zważając na niego odwrócił się flegmatycznie. Coś w nim zapiszczało, zaświergotało, kilka razy nim podrzuciło i nagle z otwartej paszczy wysunął się elegancki projekt w skórzanej etui, recenzja na 120 stron i kartka papieru.
Jaro podniósł ją z ziemi i zdumiony przeczytał: – „Fax wysłany. Maile, listy i zaproszenia również. Hans aresztowany za defraudację wykładu. Pozdrowienia – Bazyliszka”.
Niewiele rozumiejąc spojrzał na bestię.
– Bazyliszka? – szepnął i zamrugał oczami.
Niestety, smokożaba nic nie wyjaśniając bekła ponownie i w oparach smrodu zniknęła…